niedziela, 6 marca 2016

Powietrzne spotkanie..



         Pewnego jesiennego dnia..


Szary jesienny dzień, gdzieś na Mazowszu.. Otoczony jedynie gęstą mgłą, przekłuty  wiatrem i chłodem, wbrew temperaturze i wilgoci, z sobie tylko znanym poczuciem szczęścia z przyjemnością zgłębiałem uroki tej pory roku i otoczenia.

 
Mgły snuły się gęsto, widoczność ograniczała się do zaledwie kilkudziesięciu metrów.
Dookoła jedynie pustka, żadnych odgłosów, żadnych ludzi..
Przeszczęśliwie skąpany w tej chłodnej szarości, z dala od ludzkich siedlisk, bez kompasu i map, oddalałem się w tą przestrzeń tracąc poczucie rzeczywistości.
Jedyne co przykuwało moją uwagę, to niebezpieczeństwo kryjące się w nieznanym świecie kilka kroków dalej. Jakiś zbyt szybki nierozważny krok, mógłby oznaczać zjechanie z jednej ze skarp z piachem, zsunięcie się po mokrych liściach i wpadnięcie prosto do zimnej wody.. brrr..


Spacerując tak, oddany naturze, nagle dosłyszałem ciche nieliczne dźwięki w powietrzu..
Unosiły się gdzieś w górze tego samotnego pustkowia, wprowadzając nieco tajemniczej poezji w ten czarno-biały obraz. Z początku nieśmiałe i delikatne, potem nieco mocniejsze, ale wciąż rozpływające się we mgle.. Z zaciekawieniem spoglądałem w biały sufit, niestety nie widząc tych moich przyjaciół w pustce chłodu. Postanowiłem podejść do wybrzeża rzeki i tam poczekać z nadzieją na zobaczenie tego lecącego towarzystwa. Przedarłem się przez nadbrzeżne chaszcze i śliskie głazy, niestety nie uzbrojony w lornetkę, zadarłem wzrok do góry. I wtedy pojawiły się one.. klucz pięknych dużych ptaków, od czasu do czasu pomrukujących sobie za pewnie o pięknie krajobrazu Mazowsza, i może o tej dziwnej postaci stojącej poniżej, która zamiast wypoczywać w domku czyli w gnieździe, w tak okropną pogodę woli stać i gapić się bezsensownie w górę..


Klucz składający się z ok. 15 dużych ptaszków przeleciał dalej bez wymiany pozdrowienia i nikł równie szybko jak się pojawił. Odprowadziłem je tyko wzrokiem, robiąc im tylko kilka pamiątkowych zdjęć, a nuż kiedyś się po nie zgłoszą..? Już prawie zniknęły z oczu.. już prawie je pożegnałem.. Kiedy miałem już odwracać głowę, nagle.. stało się coś dziwnego..
Formacja zaczęła zmieniać swój szyk, zwolniła, coś zaczęło się dziać tam w powietrzu, znanego tylko tym lecącym istotom. Teraz zawisła w powietrzu, powstał jakby mały bałagan, ale to tylko pozory, ktoś dobrze wiedział co robi tam na górze..
I oto ptaki jakby zaczęły zawracać.. W powietrzu zrobiło się nieco głośniej.. Ale zaraz.. Głosów jakby przybyło.. I chyba nie o to chodzi, że odezwały się osobniki, które dotychczas milczały.. Głosy pojawiły się też w innym miejscu.. Nachodziły z innej strony.. To brzmiało jak nawoływanie się wielu oddalonych stworzeń.. Rozbudzona ciekawość kazała mi przeszukiwać przestrzeń we wszystkich stronach, niczym przed nalotem. I oto jest..! A właściwie są ! Z zupełnie innego kierunku, z szarej przestrzeni, wyłonił się inny, następny klucz tego samego gatunku. Jeszcze z daleka, potem coraz bliżej.. Pierwszy klucz "wyszedł" na spotkanie swoim pobratyńcom, którzy jak dało się zauważyć po szczęśliwych dziobach, z przyjemnością dołączali do koleżanek i kolegów.

 
Powitaniom nie było końca.. Klucze wymieszały się, falowały, wirowały, formowały.. Ileż teraz było rozmów w powietrzu ! Ile radości ! W powietrzu aż huczało ! Ktoś wytrzebiotał jednak przez dziób- "komu w drogę, temu w czas".. i tak całe roześmiane towarzystwo, już razem, ruszyło w swoją daleką drogę odlotu do ciepłych domków..
Rzuciwszy mi od niechcenia na pożegnanie jakieś 'kla,kla", teraz jeden wielki klucz, liczący ok. 40 postaci, znikał za kurtyną mgły, równie szybko jak się pojawił.. Pomachałem im jedynie zmarzniętą łapką, nie potrafiąc nic sensownego wyklekotać w ich języku..


Tak oto, tego jednego dnia, pięknego na swój sposób, stałem się świadkiem pięknej ptasiej przyjaźni i rodzinnej zażyłości, jakże zwyczajnej, ale jakże wspaniałej, która pozostanie mi w pamięci do końca życia.

                                                      Tekst i zdjęcia  ARTUR SASIK